Lato smakuje
inaczej.
Śmiech zabłąkany
wyrywa zdrową myśl.
Nietrzeźwość w całości poparta
dziecięcym, ślepym chceniem.
Naiwność.
To, czym według nas jesteśmy.
Niczym niepoparte,
wyblakłym słowem nabazgrane.
Jak czarne nosisz okulary,
wewnątrz ścieżki rozmazane.
Stop.
Już nie ma babek z piasku,
nie ma też jego i jej, a więc
czy warto dalej czekać tu
i tonąć za zdradą cichych łez.
Wiej, wietrze, wiej.
kaprysie, coś pędu nadał, gdzie nie trzeba.
już tylko o jedno proszę cię, więc chciej:
ponieś mnie tam,
na wprost,
do nieba.