Esej "Sposób na pożegnanie"

Niedawno minęło pół roku od śmierci mojego ojca wskutek ciężkiej choroby i nie ukrywam, zostałem potężnie wytrącony z równowagi. W szczególności ucierpiała moja psychika.
Nie zdajemy sobie sprawy z wagi słowa „rodzina”. Możemy nie darzyć sympatią rodzeństwa, a nawet rodziców. Bardzo często dochodzi do konfliktów na tle obraźliwych słów i wyzwisk. To niemal norma, ale nie należy zapomnieć, że gdzieś tam, w samym środku cielesnej powłoki jesteśmy wdzięczni im. Rodzicom za to, że pozwolili nam ujrzeć świat, a rodzeństwu za chwile wspólnej zabawy. Nawet jeżeli te powody są nieznaczące, z pewnością znajdzie się ich więcej. Wiele razem przeżyliśmy.
Przyznam się, podobnie jak wy, nie zawsze doceniałem swoje najbliższe otoczenie. Może przez mnogość konfliktów, które dzieliłem z nim nie potrafiłem okazać prawdziwych uczuć, a może najzwyczajniej się bałem. Bez względu na to, ojciec zawsze był moim najlepszym przyjacielem i akceptowałem z gniewem lub bez jego wady.
Przez niespełna rok, w czasie którego chorował, zastanawiało mnie, czy jestem gotów i czy kiedykolwiek będę na to ostatnie pożegnanie. Czy jesteśmy w stanie zrozumieć, i co najważniejsze - zaakceptować, że czas już nadszedł?
Jesteśmy tylko ludźmi i tak niestety nie jest.
I nigdy nie będzie.
Dlatego tak bardzo ważna jest obecność innych bliskich nam osób, stanowi swego rodzaju remedium. Trzeba czasu, by móc emocjonalnie ochłonąć, a pamiętajmy, że płacz nie jest niczym złym, przecież to właśnie emocje pokazują miarę człowieczeństwa i są normą, bez względu na to, jak bardzo „norma” jest pojęciem względnym. I nie muszę wspominać o przywiązaniu, przez które będziemy cofać się w przeszłość myślami. Właśnie pamięć jest wykładnikiem tego, ile dla nas znaczą pewne osoby. Oddajmy im hołd i nigdy nie odsyłajmy w zapomnienie. To jedyna rzecz, którą jesteśmy w stanie zrobić.
Spytać można, ile czasu potrzeba, aby przetrwać uderzenie najgorszych emocji jakich w życiu doświadczymy. To pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Bez względu na wszystko, każdy ma inny stopień wrażliwości, silnej woli, a także zaradności w życiu. To właśnie te i podobne czynniki mają największy wpływ. Ja dziś, w momencie, gdy minęło ponad pół roku nadal czuję tęsknotę i ból, i czułem ją nawet wtedy, gdy ojciec ciężko chorował, a prognozy nie były zadowalające.
Zdarza mi się winić siebie za to, że nigdy nie miałem nadziei. Do tego myślenia zmusiło mnie racjonalne podejście do życia, patrząc okiem realisty na rodzaj choroby, jaką okazał się guz mózgu w stanie zaawansowanym. Próbowałem po prostu zrozumieć i pogodzić się z losem, który na mnie czeka.
To nie było możliwe.
Dopiero teraz to pojąłem.
Jak widać nie zawsze możemy być kimś więcej. Nie staniemy się nadludźmi. Na niektóre rzeczy reagujemy podobnie. Tutaj nie ma wyjątków.
Największym bólem nie był sam fakt istnienia choroby, ale jej przebieg i reakcje. W mgnieniu oka, gdy byłem kochany przez ojca i wiedział, że mógł na mnie liczyć, potrafił zapomnieć o tym, podejrzewać mnie, że życzę mu źle. Stawałem się obcy tylko dlatego, że nie podtrzymywałem fałszywych nadziei, ale też nie mówiłem mu prawdy, która z pewnością mogłaby mu zaszkodzić.
To był mój największy życiowy dylemat.
Mówić prawdę śmiertelnie bolesną, czy też żyć podtrzymywany sztucznym i fałszywym kłamstwem, które mogło okazać się zupełnie czymś innym w przypadku zjawiska zwanym "cudem".
Nie wystarczyło mi sił.
Albo żyłem z przekonaniem, że jeżeli kogoś naprawdę kocham, chcę z nim pozostać szczery.
Wybrałem milczenie, stanąłem pomiędzy tym wszystkim, stchórzyłem.
Uciekałem od rzeczywistości zamykając się w pokoju, zajmując się moim hobby, jednak zdawałem sobie zawsze sprawę, że od pewnych rzeczy nie da się po prostu uciec. Wciąż pytałem siebie, czy jestem w stanie to znieść, aż przychodziła mi na myśl rodzina, której muszę pomóc, gdy nadejdzie czas, którą muszę wspierać i która wspierać będzie mnie.
Jakkolwiek zmora przeszłości ciągnie mnie w dół i wprawia w zamyślenie, staram się podnieść na duchu myślą, że ojciec życzyłby sobie, abym osiągnął cele, jakie sobie wyznaczyłem, a jego osoba nigdy nie stanęła na przeszkodzie. Te słowa jednak są niczym przy zderzeniu z falą emocji, jaką jesteśmy zalewani. Każdego poranka, popołudnia, wieczora. Dzień w dzień.
Faktycznie można oszaleć. Trzeba jednak pomyśleć o tym, jak wiele jeszcze przed nami i chwycić się dłoni, którą wyciąga ku nam rodzina, przyjaciele, znajomi.
My, ludzie, mamy swoje słabości. Bez względu na to, jaką maskę nosimy, łzy zawsze wydostają się na wierzch.
To nie powód do wstydu.
Inni niech wstydzą się tego, że mają ograniczoną wyobraźnię, która kreuje nas i wszystko wokół.
Głupcy rozumieją, gdy jest na to już zdecydowanie za późno. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz