czwartek, 27 października 2011

„Jesienny spacer”

Ciemny pokoik, a przed nim ganek,
zmierzam przed siebie, szukając kogoś.
I zapomniałem latarki.


Potrafię błądzić – rzecz to ludzka,
lecz nie sztuką jest iść na ślepo.
Sięgnij po ambicje i doładuj baterie,
światło jest początkiem wszystkiego.

Mówiłeś – tu nie ma nic pięknego.
Błąd.
Nie tak dawno mnie uczono,
że świat postrzega się duszą,
by nie zostać miernotą.

Piękne, salonowe zwierciadło.
Nie potrzeba wiele czasu,
dostrzegasz bezkres możliwości.
Fascynacja! Wręcz nie do wiary.
To my – dwie nieskończoności.

Przychodzi dzień, gdy
stajesz przed lustrem.
Zerkasz na siebie,
a ono pęka.

Daremna ucieczka,
zastygłeś w marzeniach.
Wpadasz na ściany,
poczucie zmęczenia.

Wpadasz w obłęd,
A ogień cię trawi.
Dwoje zakochanych
są już przegrani.

I jak tu zostać szczęśliwcem
nie mając baterii.

poniedziałek, 24 października 2011

„Nieczłowiek”

I nie dyszy, nie śpiewa,
nie deszcz, lecz ulewa.

Na wieki zaklęty w ciele wilka,
przemierza stepy w poszukiwaniu
siebie.
Szklanymi oczyma mierzy księżyc w oddali,

i wyje, nostalgicznie.

Potężniejszy niż dotychczas,
dwumetrowa, niespokojna bestia.
Spopielała sierść, ponadto
mistrz w wielu krwawych kwestiach.

Bezustannie biegnie przed siebie
mijając zmorę za zmorą.
Pragną uwieść jego wahadłowe życie,
góra, dół, góra, dół.

„Klątwa niebywała,
głód. Musiałem jeść.
Nie winię siebie,

bo jam jest zwierz.”

„Nie uciekali jak inni,
okazali mi swe dobre serce.
To tatko i matula,
trawiąc ich przełykam udrękę.”

„Widzieli mnie. A postrzegali jak syna,

nie ręce, a łapy;
kieł skórę przebija.”

Przez naturę ukarany
za pogardę dla swych braci.
Jesteś człowiekiem – pamiętaj,
bliskich nigdy się nie traci.


Wolisz inaczej, więc smakuj,
oto kąsek wielkiej samotności.
„Sam, zawsze pierwszy,
po wspomnieniach jedynie kości.”