Jednym z najbardziej zagadkowych dla mnie jest fakt, iż
obchodzi się owe święto 25 grudnia lub 7 stycznia chociaż Biblia nie podaje
żadnej dokładnej daty. Jedynie głosi, że „ W tej samej krainie byli też
pasterze , przebywający pod gołym niebem i strzegący nocą swych trzód. Nagle
stanął przy nich anioł Jehowy i (…) rzekł do nich (…), Narodził się wam dzisiaj
wybawca, którym jest Chrystus Pan” (Łukasza 2:8-11). Z biblijnego opisu wynika, że Jezus urodził się w
przybliżeniu na początku października. W
Betlejem w grudniu i styczniu jest stanowczo za zimno by pasterze mogli nocować
pod gołym niebem wraz ze swoimi trzodami. W tym okresie spędzali je do
zadaszonych owczarni.
Kolejnym powodem są
słowa Jezusa. Nakazał on swoim
naśladowcom obchodzić wyłącznie jedno skromne święto mające na celu
upamiętnienie jego ofiary jaką była śmierć na krzyżu (Łukasza 22:19-20).
Natomiast nigdy nie wspomniał o
świętowaniu jego narodzin. Należy przy tym także zaznaczyć, iż ewangeliści
Marek i Jan ani razu nie poruszyli
tematu narodzin Chrystusa.
Zmuszony jestem również wspomnieć o tym, że żadne źródła
historyczne nie potwierdzają, żeby pierwsi chrześcijanie obchodzili narodziny
Jezusa Chrystusa. Jednak wiadome jest
dla nas to, iż upamiętniali oni jego
śmierć (1 Koryntian 11:23-26). Natomiast
Boże Narodzenie zaczęto świętować dopiero 300 lat po narodzinach
zbawiciela.
Jako ciekawostkę chciałbym jeszcze wymienić kilka wydarzeń
historycznych. W połowie XVII wieku w Anglii parlament zabronił obchodzenia
tego święta a kilka lat później taki sam zakaz wprowadzono w Stanach
Zjednoczonych przez Sąd Generalny Massachusetts. Dowiadujemy się o tym z książki Stephena Nissenbauma „The Battle
for Christmas” wyjaśnił on iż
„Kojarzenie narodzin Jezusa z dniem 25 grudnia nie ma uzasadnienia ani
biblijnego, ani historycznego.” Wyjaśnił także, że dla żyjących w Massachusetts purytan „Boże Narodzenie było
zwykłym pogańskim świętem, urządzanym pod przykrywką chrześcijańskiej
uroczystości.”
Wspomnę jeszcze, że początki owego święta nie należą do
chlubnych. Bowiem sięgają one czasów starożytnego Rzymu wraz z jego obrzędami
ku czci boga rolnictwa Saturna i bóstwa
słońca zwanego Sol Invictus. Toteż
antropolodzy są zdania, iż przedchrześcijańskie zwyczaje i wierzenia
związane z pradawnym odrodzeniem słońca zostały z czasem poświęcone
Chrystusowi.
Dlatego nie powinniśmy się dziwić, że zanika religijny
aspekt święta, które jest oparte na tak łatwo podważalnych podstawach. Mityczna
otoczka świąt jest budowana bardziej na
zimowym nastroju i komercyjnej wizji, aniżeli na upamiętnianiu narodzin
dzieciątka Jezus. Klimat Bożego Narodzenia tworzy przede wszystkim sektor
handlowy, poprzez specjalną oprawę muzyczną, tradycyjne wigilijne potrawy, toteż specyficzny nastrój towarzyszący tym
dniom stał się tworem czysto komercyjnym dla którego wymiar religijny jest
jedynie tłem, nieodgrywającym głównej roli.
Każdy z nas ma
wyobrażenie idealnych świąt kreowanych właśnie poprzez filmy, muzykę a także
reklamy. Z tego powodu wiele osób czuje się być skołowanym, ponieważ obchodzą
oni święta, które często są postrzegane przez nich jako najważniejszy okres w
roku, ale tak naprawdę nie zdają sobie sprawy dlaczego przykładają do nich tak
wielką wagę. Otóż ulegają oni swoistej presji potęgowanej przez otaczające ich
realia. Społeczeństwo musi, więc na nowo przemyśleć swoje „świąteczne
szaleństwo”, ponieważ w dzisiejszych czasach ich istota nie jest już tak łatwo
zrozumiała jak dla naszych przodków. O wiele łatwiej jest odnaleźć się w tych
dniach przeciętnemu konsumentowi kultury masowej, aniżeli osobie zaangażowanej
religijnie, która stara się znaleźć w
nich głęboki wymiar wiary. Tymczasem ten wymiar nie istnieje, jest jedynie
tworem ludzi a dokładniej ich naturalną potrzebą a archetypem świąt było
wcześniej wspomniane pogańskie zwyczaje, które są najlepszym wyrazem ludzkich
potrzeb i obaw.
Moim zdaniem fenomen Bożego Narodzenia polega na pewnej potrzebie jaką odczuwa większość z
nas. Jest to wyidealizowany okres, którego potrzebujemy by mentalnie odciąć się
od czasami trudnej i szarej rzeczywistości. Daje nam to w pewnym sensie odpoczynek
od wizji zła tego świata. Tworzy ułudę miłości, dobroci i odradzającej się
nadziei pod postacią narodzin dzieciątka
Jezus, tak nam potrzebnej. W ciągu tych kilku dni odrzucamy istnienie
wszechobecnych problemów, w pełni
oddajemy się świątecznym przygotowaniom oraz cieszymy się ciepłem rodzinnym i
właśnie to wytchnienie jest tak istotne dla naszej kultury. Potrzebujemy go
zwłaszcza w grudniu, ponieważ dni są wtedy najkrótsze. a rozświetlenie go
tysiącami światełek przynosi nam radość i walczy z naszą jesienno-zimową
depresją. Dlatego nie zgodzę się ze
zdaniem wielu osób twierdzących, że Boże Narodzenie umiera, traci swoją moc i
wartość, ponieważ ludzie zapominają o jego religijnym aspekcie. Nie mogę się
zgodzić z ich zdaniem, gdyż cały nastrój i przesłanie jakie niosą święta są od
dawna zapisane w naszej kulturze i psychice. Jednak fakt, że zmieniają ona
swoją postać na bardziej komercyjną i nastawioną na konsumpcję, jest jedynie
znakiem naszych czasów, postępu jaki poczyniliśmy, toteż pluralistyczne
społeczeństwo musi przeinterpretować je
na własny sposób, tak by czuć się podczas nich dobrze i by mogło się w nich
odnaleźć. Jednak ideały i ułuda pozostaną niezmienne, dając nam pewien posmak
szczęścia i magii. Dzięki nim czujemy się trochę jak w bajce. Dlatego nawet ja
będąc zdeklarowanym ateistą muszę się
przyznać, iż daje się ponieść (oczywiście wyłącznie w pewnym stopniu)
świątecznemu nastrojowi.
Mimo, że zgadzam się wieloma tutaj postawionymi punktami, to jednak nie potrafię nigdy zrozumieć braku wiary w cokolwiek i zaprzeczeniu istnienia czegokolwiek ;) Człowiek bez tej nadziei, że jednak istnieje jakaś energia, osobowy bóg, bezosobowy, życie po śmierci, wędrówka poza życiem, staje się tylko umysłem, zapomina o tym, że jednak ta dusza istnieje, że warto się zatrzymać, popatrzeć w nią i coś może zmienić. Ja sam nie mogę zdeklarować, że wierzę w jedynego Boga, w te wszystkie ludzkie dogmaty. Nie.. nie wierzę, bo człowiek tak naprawdę już dawno zapomniał czym jest religia, zaufał ludziom, którzy tworzą iluzje "religii" (islam, chrześcijaństwo itp.). Jednak wierzę, że wszechświat to nie tylko materia. Że jednak jest miejsce na tą mistyczną energie, którą sami możemy zbadać... Jeśli tylko się zatrzymamy w tej gonitwie jaką jest życie. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńJa jestem zdania, że istnieje jakaś siła, ale nie potrafię jej określić i nazwać Bogiem, bo nie wiem, czy byłbym bliżej prawdy niż obecnie. W to, że istnieje coś nadzwyczajnego, coś ponad ludzką miarą chyba każdy wierzy...nawet zwyczajne wróżby i zabobony, choć zbliżone są do iluzji.
Usuń