Esej "Planując przyszłość"

Wiecie, kiedy wynalazłem nazwę dla tego eseju?
18 listopada 2014 roku. Od niemal roku widnieje (a raczej widniał) wśród rozpoczętych projektów.
Rok, który zmienił zasadniczo bardzo dużo. Ogólnikowo mówiąc, pod kątem doświadczeń, dzięki którym wysnułem wnioski. Pewną częścią tych wniosków pragnę się z wami podzielić.
Zmiany, które przeszedłem, nie są wielce radykalne. Ot, zdążyłem w tym czasie zmienić kierunek studiów, co dla niektórych fakt faktem jest już przekroczeniem pewnych granic, no bo jakże to tak marnotrawić rok.
Absolutna bzdura.
Generalizowanie ludzi i ich powodów, dla których dokonują pewnych wyborów, jest bynajmniej nieprawidłowe. Oprócz podstawowych argumentów, jak to, iż różne rzeczy nas mogą spełniać zawodowo lub hobbistycznie, a odkrycie tego wymaga czasem przekładu na praktykę, znajdą się i inne, mniej lub bardziej istotne, nie wpisujące się w rejestr zażaleń publicznych. Wolność słowa - prawda - nie zakazuję nikomu wypowiadać się, jednak aby krytykować, trzeba też rozważyć, czy wiemy, co poddajemy krytyce. Życie każdego z nas może przepełniać się schematami bądź nie. To, w jakim okresie, w jakim wieku stawiamy kamienie milowe, nie ma większego znaczenia. Najważniejsze jest szczęście i zapewnienie szczęścia sobie, a jak głosi bardziej empatyczna teza: również innym. Na co więc trzymać kijek w tyłku, zerkać innym w portfel, czynić matczyne nawyki? Drogi krytyku, z całego serca dziękuję, że o mnie (o nas?) myślisz. Jestem wielce rad, że budzę zainteresowanie.
Na zdrowy rozum biorąc, czy każdy, każdy wie od samego początku, jaka ścieżka jest mu pisana?
Mamy spore oczekiwania względem młodszych ludzi, jako rodzice, rodzeństwo, bądź inna bliska osoba. To, że nie mieliśmy kłopotów takich jak oni, nie znaczy, że powinniśmy okazywać im ignorancję i całkowity brak zrozumienia. Może byliśmy pod zaprzęgiem opiekunów, to oni nakłaniali nas różnymi metodami do przebrnięcia przez wiek bez zobowiązań. Może mamy więcej woli aniżeli inni, osłabieni psychicznie.
Kilka krótkich zdań. Rozmowa. I nie tylko w tej kwestii, ale każdej innej pozwala wyjaśnić sedno problemu. Nie bójmy się rozmawiać.
Tak, wiem o czym mówię. Również błądziłem w liceum, na studiach. Nie stanowi to o przekreśleniu przyszłości raz na zawsze, jednak odbija się echem. Zostawia drobną szramę każdemu.

Lekkim susem stajemy się, jako młodzież, prawnie odpowiedzialna, lecz nie należy zapominać, że wychowujemy się dłużej. Ukończenie lat osiemnastu wcale nie oznacza, że jesteśmy dorośli. Dorosłość to pula wielu składników. Pierwsze zarobione pieniądze, opieka nad drugą osobą, ale także odpowiedzialność za popełnione czyny i myśl o ich konsekwencjach. Jakże więc osoby, pozbawione choćby tych kilku z wielu innych założeń, chcą myśleć o przyszłości? Jak świat, który czeka na młodego człowieka ma reagować, gdy widzi puste, niczym nie zbrukane ręce, gładką twarz, marudne spojrzenie oraz brak perspektyw?
Uporczywie, bo tak, posługując się szaroburą myślą, funkcjonuje. Każdy ruch jest następstwem czegoś.
Nie zawsze będzie czuwała nad nami dobra dusza. Samodzielność i samowystarczalność to cechy mocno pożądane w społeczeństwie zagubionym, rozpieszczonym. Los bywa jaki bywa, każdy może się potknąć i każdy to robi. Oczekujesz równości? Ależ absurd. Przyłóż się, steruj łodzią, przeżyj rejs wedle własnej woli. Nawet, jeśli niektóre sytuacje przerosną twoje możliwości - próbowałeś. Kolejna blizna - to dobre słowo. Będzie co wspominać, będzie co pamiętać. Opuścisz żagiel, lecz popłyniesz w inną stronę.

Metaforycznym akcentem zwieńczyłem temat dość często powtarzany wśród osób nie wiedzących, co dalej. Jak żyć, co zrobić. Same słowa nie oddają tego, bo są tylko słowami. W zaistniałej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak przekonać się, stosując się wedle tej myśli. Zrozumienie słów przyjdzie dość prędko, a i powtarzanie zadziwiająco często.
Tekst w rzeczywistości dotyczy osób zachwianych życiowo, osób młodszych, ale gdyby zadać sobie pytanie...
...czy faktycznie jesteśmy na tyle dorośli, by móc, po przeczytaniu powyższych zdań nazwać siebie takimi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz