Dobry wieczór.
Bardzo zaniedbałem to miejsce.
Czas zetrzeć kurz i i przycisnąć tusz.
Tej nocy pragnąłem uniknąć metaforyzowania wszelkich treści. Nie mogę, ponieważ jestem nieskromnym poeto-amatoro-dziwadłem. Poszedłem na kompromis, starając się to chociaż ograniczyć. Gdy już wyjaśniliśmy sobie formalności, przejdźmy dalej.
Macie poczucie, że panujecie nad swoim życiem? Wspaniały jest to moment. Ciekawe, jak bardzo prawdziwy. Trwając w tym stanie będę mówił, pisał językiem osoby nie tyle pragnącej, co mogącej coś zmienić.
Kiedy zbliża się późna pora, moment snu, podsumowuję to, co mnie spotkało. Proces całkowicie myślowy, który - domyślam się - towarzyszy nie mi jednemu. Skutkiem ubocznym takiego zachowania jest dzisiejszy post. Ledwo przystąpiłem do mierzenia się z doświadczeniami i ich pozytywnej bądź negatywnej oceny, a odczułem dyskomfort ściśle powiązany z tym, że coś robię, ale to za mało.
Pytam się, siebie: czy realizujemy długoterminowe cele w odpowiednim tempie i nie zbaczamy z kursu, by w okrężny sposób dalej tłumaczyć sobie, że mamy jakieś marzenie? Wymówki. Co za podła, ludzka cecha, czyż nie?
Okłamujemy nie tylko innych, ale i siebie. Tak, też to robię, nierzadko. Kiedy u innych może to być zależne od siły woli i charakteru, tak u mnie rozterki emocjonalne i kaprys losu tropią mój ślad.
Ha. Szczerze powiedziawszy, to mówię nieszczerze.
Zapewne okłamałem znów sam siebie.
Bełkot.
Hej, nie poddawaj się, czytaj dalej, jest sensowniej.
Zakonserwowałeś już swoje szczęście, że włączasz telewizję, otwierasz piwo i w lekkim poirytowaniu trącasz nogą podłogę, by znaleźć futrzane kapcie?
A może po prostu jesteś leniwy, tylko nie przyznasz tego przed światem. Oj, nie.
Nocne dywagacje takie już bywają.
I nie, nie traktujcie tego stawiana pytań i tez jako popularnie znany coaching. Nie jestem tu po to, by uświadamiać o potencjale i z troską klepać każdego z osobna na sposób "będzie dobrze, ty nadczłowieku". Przedstawiam tu bowiem rozumianą przeze mnie prawdę, spisany przepływ przemyśleń w rozmowie z własną osobą.
Swoje słowa z pewnością kieruję do osób podobnych mi wiekowo, to jest młodych. Czas, którym dysponujemy na, załóżmy studiach, jest jednorazową podróżą. Dzień podobny do dnia, ale dzień dniowi nie równy. Prawdą jest, że to swego rodzaju beztroski czas, gdyż zobowiązujemy się do niewielu rzeczy, czasem nawet liczymy na wsparcie finans...miałem na myśli psychiczne od rodziców i nie mamy powodów do zmartwień oprócz nadciągającej serii egzaminów.
Jak łatwo jednak w okresie beztroski zapomnieć o potrzebie rozwoju.
Nie bez kozery rozwój nazywam potrzebą.
Obrałeś studia po to, żeby przedłużyć sobie dzieciństwo i stać się odważnikiem dla rodzicieli czy poszukać własnej ścieżki, stać się samodzielny, a może kształtować to, co już zaczęte?
Moje zdanie już znacie. Dałem się schwytać w sidła przyjemności, choć nie chcę dłużej myśleć o tym, ile dni mogłem po prostu zmarnować.
W tym myśleniu ważne jest też to, by nie przechylić szali w przeciwną stronę. Nikt nie zakazuje rozkoszy, która pełni rolę doskonałego likwidatora stresu. Istotą jest odpowiednie rozplanowanie działań, znalezienie wystarczająco dużych pokładów wolnego czasu na pracę, by czynić przerwy odpoczynkiem. System nagród także doskonale wpasowałby się w ten wątek, choć jest to ściślej powiązane z motywacją.
Przerażające, jak niewielki procent nas faktycznie pojmuje treść powyższego. Najbardziej dotkliwe są drastyczne słowa. Nieco dalej, w łańcuchu upadku człowieka znajduje się krzywda materialna i łatwopalny stos niewygodnych myśli. Czego ludzkiej rasie nie można zarzucić to tego, że w momencie jego podpalenia, wybuch i złość potrafią zdziałać niejedno. Metaforyczna koncepcja nadczłowieka, te sprawy - a może człowieka destrukcyjnego? Szkoda, że jest na to za późno.
Wrogiem, którego nawet egzystencjalny żar nie jest w stanie pokonać, to czas.
Apeluję do was i do siebie samego.
Nie czekajmy na moment, kiedy jak żywa pochodnia zapłoniemy z powodu braku innej możliwości.
Tli się w nas drobna iskra - nieskalane źródło energii. Iskra młodzieńczości, która może powoli wypalić się bądź przerosnąć w niepohamowany pożar. Kontrolujmy ten ogień. Kontrolujmy żywioł w poszukiwaniu harmonii, by nie stać się marionetką naszych zmartwień, trosk i cierpień. Inwestując w
wybrukowany marzeniami fundament, mistrzowskie rozlokowanie pomieszczeń - kamieni milowych naszego sukcesu, zbudujmy dom.
Willę, pałac,
to bez znaczenia.
Własny kąt, własną pracą we własnym życiu.
Zobaczymy się wkrótce,
czy też raczej, przeczytamy się wkrótce. Miłego dnia/dobrej nocy/wstaw co zechcesz!
Takie teksty są dla mnie jak przypływy motywacji do działania, niestety tylko chwilowego. Na co dzień tonę w morzu lenistwa i wymówek, na chwilę tylko wynurzając głowę z nadzieją, że może tym razem uda mi się trwać w postanowieniach nieco dłużej, niż ostatnio, licząc na to, że zacznę zauważać efekty zanim znowu się poddam...
OdpowiedzUsuńPodobny przypływ euforii zapewniają filmy motywacyjne. Znam te doświadczenie. Natomiast, jeśli mógłbym coś doradzić: sporym wsparciem okazują się bliscy. Jeżeli jeszcze Twoi przyjaciele nie wiedzą tego, co zostało napisane powyżej, najwyższy czas to zrobić. W ten sposób zlikwidujesz blokadę, by dać im pole do popisu. Będą śledzić Twoje poczynania w kwestii motywowania samego siebie, a nawet staną się czymś w rodzaju personalnego trenera, który nie pozwoli Ci spocząć na laurach. Wiadomo, nie każdy taką osobą jest, a w jeszcze innym przypadku przyjaciele mogą mieć własne kłopoty. Niemniej jednak zazwyczaj to się sprawdza. A to tylko jeden z czynników.
UsuńPrzede wszystkim zastosuję kolokwialne, znane wszystkim powiedzenia: "nie od razu Rzym zbudowano" oraz "będzie, co będzie". Słowa genialne w swojej prostocie. Być może wymagasz od siebie zbyt dużo w krótkim czasie, dlatego obierz łatwiejszy cel - sukces motywuje. Takim stopniowym zwycięstwem będziesz w stanie zmienić swoje podejście. Drugie zdanie dotyczy balastu myślowego. Robisz krok wstecz myśląc naprzód o efektach swojej pracy. Postaraj się osiągnąć neutralność i zajmij się czymś innym. Emocje rozbrajają. Cokolwiek na Ciebie czeka, przyjdzie, a potem odejdzie, nie jest ważne w tym momencie z jakim skutkiem - a jakikolwiek by był i tak sobie z nim poradzisz. W końcu wciąż tu jesteś.
Wśród wielu aspektów może zupełnie nie trafiłem w sedno - jeżeli uznasz, że coś Cię demotywuje, zastanów się, co to może być - środowisko, uzależnienie, dyskomfort psychiczny? Dojdź do źródła i likwiduj je.
Poznaj siebie - znajdź swoje wady, miej świadomość, że mają wpływ i powolnymi krokami znieczulaj je. Niewykluczone, że wadę stanowi lenistwo.
To wszystko powyżej jest jedynie teorią. Może warto też zastosować jej nieco w praktyce. Wymuszony uśmiech, działanie - nie myślenie, machnięcie dłonią na denerwujące nas rzeczy, na które możemy narzekać. Z czasem Twój dzień stanie się szczęśliwszy.
W sumie teorię tego, co napisałeś znałem. Zabawne jak człowiek potrafi przyswoić dużo informacji na wiele tematów, ale zastosowanie ich w praktyce przychodzi znacznie trudniej. Trafiłeś, a przynajmniej w dużej części. Teraz już będę musiał zacząć stosować zdobyte rady, bo zostały zastosowane wprost do mnie i mimo, że anonimowo, to jakoś tak bardziej podziałało. Dzięki za odpowiedź.
OdpowiedzUsuń